Polska sędzia w elicie UEFA
Monika Mularczyk, jedyna polska sędzia piłkarska od 2015 roku w grupie Elite UEFA, w rozmowie z dziennikarzem SPORT.TVP.PL m.in. o początkach kariery, najtrudniejszych dotychczasowych wyzwaniach i celach na najbliższe lata.
Jak zaczęła się ta przygoda z sędziowaniem?
- Na początku byłam wyłącznie asystentką. Myślałam, że nie mam odpowiednich predyspozycji do prowadzenia meczów. Wolałam biegać z boku, być w cieniu sędziego głównego. Z tym akurat nigdy nie miałam problemu.
Dlaczego?
– Może dlatego, że jestem uparta? Tak sobie to tłumaczyłam, może też dlatego, że nigdy wcześniej nie sędziowałam na środku żadnego meczu. Minęło kilka lat zanim zmieniłam zdanie, co było wynikiem podstępu. Był taki mecz w Skierniewicach - sędziowie z Łódzkiego ZPN grali z sędziami z Mazowieckiego ZPN. Byłam wyznaczona na linię, ale przed wyjściem na boisko nasi prezesi stwierdzili, że zrobią zamianę i to ja będę na środku. Broniłam się, mówiłam, że nie ma takiej możliwości. Ale nie miałam wyjścia. Nie mogłam się przecież rozpłakać, więc przejęłam gwizdek i tak już zostało.
Jak poszło w tamtym meczu?
– Niewiele z niego pamiętam. Mecze sędziów prowadzi się niezwykle ciężko, bo świetnie znają przepisy, więc zostałam rzucona na głęboką wodę. A byłam wtedy "świeżynką". To był mecz na przetrwanie, a nie na pokazanie się.
Jak często pani sędziuje?
– Zwykle jeden mecz w tygodniu.
A na co dzień?
– Pracuję w Zespole Sportowych Szkół Ogólnokształcących w Skierniewicach, gdzie uczę wychowania fizycznego. Sama chodziłam do liceum sportowego, które jeszcze kilka lat temu było w ZSSO. Jestem zatrudniona na pół etatu, żeby pogodzić pracę z sędziowaniem, treningami i obowiązkami osobistymi.
Jest pani w grupie Top Amator B, a to oznacza w Polsce możliwość prowadzenia spotkań do drugiej ligi mężczyzn. Często się to zdarza?
– Różnie bywa. Na szczeblu centralnym kobiety regularnie sędziują Centralną Ligę Juniorów. W okręgu rozstrzygają też w spotkaniach trzeciej i czwartej ligi. Do tego dochodzą mecze za granicą. Teraz jest ich znacznie więcej.
Cały wywiad można przeczytać na sport.tvp.pl
Jak zaczęła się ta przygoda z sędziowaniem?
- Na początku byłam wyłącznie asystentką. Myślałam, że nie mam odpowiednich predyspozycji do prowadzenia meczów. Wolałam biegać z boku, być w cieniu sędziego głównego. Z tym akurat nigdy nie miałam problemu.
Dlaczego?
– Może dlatego, że jestem uparta? Tak sobie to tłumaczyłam, może też dlatego, że nigdy wcześniej nie sędziowałam na środku żadnego meczu. Minęło kilka lat zanim zmieniłam zdanie, co było wynikiem podstępu. Był taki mecz w Skierniewicach - sędziowie z Łódzkiego ZPN grali z sędziami z Mazowieckiego ZPN. Byłam wyznaczona na linię, ale przed wyjściem na boisko nasi prezesi stwierdzili, że zrobią zamianę i to ja będę na środku. Broniłam się, mówiłam, że nie ma takiej możliwości. Ale nie miałam wyjścia. Nie mogłam się przecież rozpłakać, więc przejęłam gwizdek i tak już zostało.
Jak poszło w tamtym meczu?
– Niewiele z niego pamiętam. Mecze sędziów prowadzi się niezwykle ciężko, bo świetnie znają przepisy, więc zostałam rzucona na głęboką wodę. A byłam wtedy "świeżynką". To był mecz na przetrwanie, a nie na pokazanie się.
Jak często pani sędziuje?
– Zwykle jeden mecz w tygodniu.
A na co dzień?
– Pracuję w Zespole Sportowych Szkół Ogólnokształcących w Skierniewicach, gdzie uczę wychowania fizycznego. Sama chodziłam do liceum sportowego, które jeszcze kilka lat temu było w ZSSO. Jestem zatrudniona na pół etatu, żeby pogodzić pracę z sędziowaniem, treningami i obowiązkami osobistymi.
Jest pani w grupie Top Amator B, a to oznacza w Polsce możliwość prowadzenia spotkań do drugiej ligi mężczyzn. Często się to zdarza?
– Różnie bywa. Na szczeblu centralnym kobiety regularnie sędziują Centralną Ligę Juniorów. W okręgu rozstrzygają też w spotkaniach trzeciej i czwartej ligi. Do tego dochodzą mecze za granicą. Teraz jest ich znacznie więcej.
Cały wywiad można przeczytać na sport.tvp.pl