Selekcjoner ingeruje w sprawy klubowe
Co przystoi selekcjonerowi drużyny narodowej? To temat rzeka, szczególnie w piłkarstwie kobiecym. W tym miejscu długo można by wymieniać różne dziwne sytuacje. Skupmy się jednak na najnowszej historii z ubiegłego tygodnia.
Selekcjoner seniorskiej reprezentacji, Miłosz Stępiński próbował ingerować w skład PWSZ Wałbrzych na turniej finałowy Akademickich Mistrzostw Polski w futsalu. Stępiński chciał, aby jedna z powołanych przez niego piłkarek na rozpoczynające się tuż po AMP'ach zgrupowanie kadry narodowej nie musiała reprezentować barw swojej uczelni i jednocześnie Ekstraligowego klubu w tych rozgrywkach. Klub nie ugiął się lobby szczecińskiego trenera. Oczywiście można zakładać, że selekcjoner chciał dobrze, czyli aby zawodniczka AZS PWSZ Wałbrzych przyjechała na zgrupowanie wypoczęta i wolna od wszelkich mikrourazów. Weźmy jednak pod uwagę wszystkie fakty...
Jaki prawem trener kadr narodowej mógł oczekiwać od uczelnianego klubu, aby zwolnił swoją czołową zawodniczkę z tych rozgrywek skoro na czas Akademickich Mistrzostw Polski to właśnie jego mocodawcy z PZPN zaplanowali ćwierćfinały Pucharu Polski? Wałbrzych przez zdublowanie terminów zrezygnował z gry w pucharze na rzecz późniejszego wywalczenia mistrzostwa Polski w akademickim futsalu, a więc w weekendowym terminie uczestniczył w jednych rozgrywkach (AMP), a nie w dwóch (AMP + PP) jak zaplanowała to związkowa centrala.
W tym roku w turniej finałowym AMP grało najmniej aktualnych reprezentantek Polski w historii mistrzostw (takich, które dostały powołanie na poprzednie albo najbliższe zgrupowanie). Raptem zagrała tylko jedna zawodniczka, o której zresztą mowa, więc nie było obawy, że zamiast 22 powołanych piłkarek na obóz reprezentacji w Turcji nagle wypadnie z gry np. 6 futbolistek. Reakcja z interwencją selekcjonera była zdecydowanie niewspółmierna do sytuacji. Kolejną ciekawostką jest fakt, iż w AMP grało więcej reprezentantek Słowacji (bodajże 3) niż reprezentantek z aktualnej kadry Stępińskiego. Słowaczki tuż po mistrzostwach w Katowicach pojechały na swoje zgrupowanie. Ich selekcjoner chyba nie ingerował w to, w jaki sposób wywiązywały się z uczelnianych obowiązków?
Co więcej, kolejną kontrowersją w sprawie ingerencji selekcjonera Miłosza Stępińskiego w składy akademickich drużyn jest fakt, iż on sam jest pracownikiem Uniwersytetu Szczecińskiego (o czym często mówi), a jego uczelnia również brała udział w turnieju finałowym Akademickich Mistrzostw Polski i mogła być jednym z potencjalnych rywali Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej z Wałbrzycha, którą Stępiński chciał osłabić. Kończąc, należy jeszcze pamiętać, o tym, że to właśnie PWSZ Wałbrzych ze swojej dobrej woli dwa lata temu dała przynależność uczelnianą dwóm kadrowiczkom tylko po to, aby mogły lecieć z reprezentacją Polski prowadzoną wówczas przez selekcjonera Wojciecha Basiuka na Uniwersjadę do Korei Południowej. Najpierw dajesz aby pomóc, a później próbują Ci odbierać...
Selekcjoner seniorskiej reprezentacji, Miłosz Stępiński próbował ingerować w skład PWSZ Wałbrzych na turniej finałowy Akademickich Mistrzostw Polski w futsalu. Stępiński chciał, aby jedna z powołanych przez niego piłkarek na rozpoczynające się tuż po AMP'ach zgrupowanie kadry narodowej nie musiała reprezentować barw swojej uczelni i jednocześnie Ekstraligowego klubu w tych rozgrywkach. Klub nie ugiął się lobby szczecińskiego trenera. Oczywiście można zakładać, że selekcjoner chciał dobrze, czyli aby zawodniczka AZS PWSZ Wałbrzych przyjechała na zgrupowanie wypoczęta i wolna od wszelkich mikrourazów. Weźmy jednak pod uwagę wszystkie fakty...
Jaki prawem trener kadr narodowej mógł oczekiwać od uczelnianego klubu, aby zwolnił swoją czołową zawodniczkę z tych rozgrywek skoro na czas Akademickich Mistrzostw Polski to właśnie jego mocodawcy z PZPN zaplanowali ćwierćfinały Pucharu Polski? Wałbrzych przez zdublowanie terminów zrezygnował z gry w pucharze na rzecz późniejszego wywalczenia mistrzostwa Polski w akademickim futsalu, a więc w weekendowym terminie uczestniczył w jednych rozgrywkach (AMP), a nie w dwóch (AMP + PP) jak zaplanowała to związkowa centrala.
W tym roku w turniej finałowym AMP grało najmniej aktualnych reprezentantek Polski w historii mistrzostw (takich, które dostały powołanie na poprzednie albo najbliższe zgrupowanie). Raptem zagrała tylko jedna zawodniczka, o której zresztą mowa, więc nie było obawy, że zamiast 22 powołanych piłkarek na obóz reprezentacji w Turcji nagle wypadnie z gry np. 6 futbolistek. Reakcja z interwencją selekcjonera była zdecydowanie niewspółmierna do sytuacji. Kolejną ciekawostką jest fakt, iż w AMP grało więcej reprezentantek Słowacji (bodajże 3) niż reprezentantek z aktualnej kadry Stępińskiego. Słowaczki tuż po mistrzostwach w Katowicach pojechały na swoje zgrupowanie. Ich selekcjoner chyba nie ingerował w to, w jaki sposób wywiązywały się z uczelnianych obowiązków?
Co więcej, kolejną kontrowersją w sprawie ingerencji selekcjonera Miłosza Stępińskiego w składy akademickich drużyn jest fakt, iż on sam jest pracownikiem Uniwersytetu Szczecińskiego (o czym często mówi), a jego uczelnia również brała udział w turnieju finałowym Akademickich Mistrzostw Polski i mogła być jednym z potencjalnych rywali Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej z Wałbrzycha, którą Stępiński chciał osłabić. Kończąc, należy jeszcze pamiętać, o tym, że to właśnie PWSZ Wałbrzych ze swojej dobrej woli dwa lata temu dała przynależność uczelnianą dwóm kadrowiczkom tylko po to, aby mogły lecieć z reprezentacją Polski prowadzoną wówczas przez selekcjonera Wojciecha Basiuka na Uniwersjadę do Korei Południowej. Najpierw dajesz aby pomóc, a później próbują Ci odbierać...