Przykra prawda o piłce kobiet w Polsce

Była piłkarka reprezentacji przekonuje, że w kobiecym futbolu wcale nie jest kolorowo, a wiele rzeczy wciąż wymaga zmian. 


W "Fakcie" uzyskał się ciekawy wywiad z Ewą Żyłą, byłą reprezentantką Polski oraz jedną z najlepszych polskich piłkarek pierwszej dekady XXI wieku. Obecnie Żyła jest sędzią piłkarską między innymi w Ekstralidze kobiet.

Jak była postrzegana piłka nożna kobiet w Polsce w czasach, kiedy pani zaczynała swoją przygodę z tym sportem?

Było niełatwo, dlatego, że było mało stowarzyszeń czy klubów, które prowadziły nabór dziewczynek czy uczestniczyły w rozgrywkach piłki nożnej kobiet. PZPN niby zajmował się tą najwyższą, centralną strukturą, ale to zawsze było traktowane po "macoszemu". Zresztą jak patrzę na niektóre wpisy z różnych portali i platform, które obserwuję, to wciąż jest to w ten sposób traktowane. Choć PZPN dokłada PR i otoczka wokół wydaje się inna, to ostatecznie okazuje się, że wciąż jest to jak "niechciane dziecko" i funkcjonuje sobie poniekąd jako osobny byt. 

Mam wrażenie, że wiele spraw jest zaniedbanych. Brakuje ludzi w wydziale piłkarstwa kobiecego. Cały czas jestem blisko futbolu, jeżdżę, rozmawiam z ludźmi: trenerami, prezesami, zawodniczkami i zawodnikami czy osobami będącymi bardzo blisko swoich klubów i widzę, że zmieniło się bardzo niewiele.

Futbol kobiecy jest bardziej "obecny" w mediach niż w czasach, kiedy ja grałam, ale to wynika po prostu z możliwości, które się pojawiły, jak np. media społecznościowe. Są nowe możliwości pokazania piłki kobiecej, jest bardzo dużo ładnych zdjęć, transmisji, ale to wynika z wysiłku dziewczyn, najczęściej byłych piłkarek, które zaangażowały się w różnych branżach i sferach. Kobieta kobiecie pomaga, reklamuje i jakoś to się toczy. Natomiast jest dużo spraw organizacyjnych i przede wszystkim finansowych, które mocno bolą. Uważam, że jest bardzo mało wsparcia ze strony PZPN-u, wciąż jest za mało sponsorów. Są oczywiście ci odważniejsi, którzy patrzą bardziej perspektywicznie na piłkę nożną w wydaniu kobiet, bo w piłce kobiecej w mojej opinii jest bardzo dużo możliwości i potencjału. Ale mimo wszystko, tego wciąż jest za mało, aby to szło jak "dynamit".

Kibice, którzy nie siedzą tak głęboko w futbolu kobiecym, tak jak pani, mogą być zszokowani tymi słowami. Bo coraz więcej klubów chwali się drużynami kobiecymi, Ekstraliga kobiet jest transmitowana w telewizji, PZPN też w mediach społecznościowych, wydaje się, coraz ładniej opakowuje kobiecy futbol. Słowem, kibicowi, który z doskoku śledzi kobiecą piłkę, może wydawać się, że przykładana jest do tego coraz większa uwaga.

Dobrze powiedziane: opakowanie. Faktycznie może wydawać się coraz ładniejsze, ale to, co w środku, czyli zawartość, się nie zmienia lub zmieniła na przestrzeni wielu lat niewiele. Kobiety i dziewczynki wciąż są traktowane "po łebkach". Nie boję się powiedzieć tego wprost, bo wiele osób gdzieś półgłosem mówi: "jest lepiej". No dobrze, ale są kluby, które się z dnia na dzień rozwiązują, podkreślam z dnia na dzień, decyzją jednej osoby, która ma taki kaprys. Są afery, które są zamiatane pod dywan, o których PZPN wie, ale albo kończą się ugodowo w wydziale dyscypliny, albo sądem arbitrażowym, albo umowami rodziców z klubami, aby poważny temat wyciszyć. Sprawy są ignorowane i to nie jest okej. To jest bardzo nieokej. I jak widzę aspekt nagród - chyba już teraz sprzed dwóch lat, nagród dla dzieci do lat 15, czy 17, czyli wciąż dzieci, gdzie chłopcy dostają tyle, a dziewczynki tylko jedną dziesiątą z tego... No ludzie! Rozumiem, że są mniejsze nakłady na futbol kobiet, że to wciąż jest mniej medialne, że jest mniej sponsorów, ale wśród dzieci tak to nie powinno funkcjonować. Musimy wziąć pod uwagę, że futbol kobiecy rozwija się tak naprawdę od lat 70., a męski ponad 150 lat. Dajmy szansę kobietom. Postarajmy się stworzyć takie warunki, żeby to miało rację bytu i żeby dziewczynki nie czuły się zaniedbywane i jak piąte koło u wozu. Zobaczmy, jak jest w Niemczech...

To co zrobić, żeby te warunki dziewczynek i chłopców były podobne?

Na tę chwilę, w mojej ocenie, nie sposób, żeby szanse kobiet i dziewczynek były zbliżone do męskich, już nie mówiąc, żeby były takie same z różnych powodów, a możliwości, uważam, są. Z jednej strony rozumiem, a z drugiej nie rozumiem, dlaczego jest różnica w wypłatach, sponsoringu itd. W futbolu kobiet to nawet nie są skrawki tego, co zarabiają mężczyźni. Niedawno przy okazji przeprowadzki odkopałam swój ostatni profesjonalny kontrakt, jaki miałam podpisany w Polsce. Do tej pory wydawało mi się, że ta kwota była inna, ale jak to zobaczyłam, był po prostu żal i ogromna przykrość. To nawet nie jest żenujące, jak to wyglądało, to jest poniżej żenady i krytyki. Porównując, teraz jest odrobinę lepiej, bo też są ludzie lepiej zorientowani, patrzący bardziej perspektywicznie i szerzej.

Zdaje się, że tylko ludzie pozostający blisko klubów kobiecych, rodzice, osoby pasjonackie wiedzą, jakie jest zaangażowanie tych dzieci, tych dziewczyn, ile to kosztuje zdrowia, sił, żeby "skleić" swoje życie i móc się rozwijać, spełniać swoje marzenia a przede wszystkim móc grać na najwyższym poziomie. Choć dla mnie jest to oczywiste. Wiele dziewczyn prosto z pracy, ze studiów, ze szkoły dojeżdża na treningi. Często, gdyby nie rodzice i najbliższa rodzina to w ogóle byłoby to niemożliwe. Tak to nie powinno wyglądać. A widzimy zawodników, mężczyzn, których kluby ściągają za naprawdę duże stawki, gdzie później grzeją "ławę". Słyszymy o dziwnych historiach, kiedy za jakiegoś piłkarza zza granicy są wywalane krocie z kasy publicznej. Jak słucham i widzę, jak traktowane są dziewczyny, to ręce opadają. Fajnie, że jest to medialnie, coraz częściej pokazywane, ale nie tylko o to chodzi.

Cały wywiad można przeczytać na sport.fakt.pl